Mąż mój zjechał w dolinę konno. Podróz trwała ponad godzinę, szkapina była powolna jak ślimak, a bardzo przystępna cena okazała się preludium do wyłudzenia pieniędzy. Jak już
mąż zjechał z przewodnikiem w głab doliny- dotarli na farmę, gdzie dostał obowiązkowy kieliszek rumu z sokiem z limonki i ...rachunek za gościnę. Chcieli mu też wcisnąć ten podły, jak powiedział, rum za cenę przyzwoitego. Dam parę zdjęć z tej jego przejażdzki, ale- gdybyście dotarli do Vinales i chcieli się przejechać konno- bądzcie przygotowani na takie taktyki. Mąż był oburzony- myślę, że gdyby na początku mu powiedziano, czego się ma spodziewać- łyknąłby rum, uśmiechnął się od ucha do ucha i kupił nawet butelczynę tego domowej produkcji specyfiku. I nie miałby problemu, a tak- poczuł się jak turysta.
ewjo66 2018-03-21
widok piękny...patrze i patrzę...:-)
jedyne co mi znów przyszło do mojego farbowanego łba, że tam zapewne jest sporo różnych robali...a ja się ich boję i brzydzę...
a co do zachowania autochtonów - to myślę, że bieda ich w jakiś sposób napędza do takich *chwytów*...