Dokąd płyniecie puszyste obłoki,
dokąd was wiatr dziki porywa?
Czy tam gdzie smutek panuje głęboki,
gdzie nie ma nic...śmierć wszystko zakrywa?
Oto jesteśmy...tak podobnie gnani,
chociaż po innych płyniemy przestrzeniach.
Jakże podobnie do siebie konamy,
w dzikości smutku,w porywach cierpienia.
Was wiatr po niebie gna bezlitośnie,
rwąc na kawałki,na drobne części.
I umieracie cicho...bezgłośnie,
a ja zaciskam w kułak swoje pięści.
I także konam,choć może inaczej,
wszakże śmierć bywa zawsze ta sama.
Te same smutki,te same rozpacze,
i rzeka łez,próżno wstrzymywana.
Ta sama męka końca egzystencji,
serce w piersi zamiera,ustom braknie słów.
Koniec przychodzi,powolnie nas dręczy,
ta sama śmierć...inny tylko grób.
Wy grób swój macie w podniebnych przestrzeniach,
giniecie gdzieś tam pośród gwiazd.
Moim zaś grobem,czarna zimna ziemia,
i niespokojnie płynący czas.
Dokąd płyniecie obłoki puszyste,
dokąd was wiatr tak dziko gna?
Słońce was w zorze ubrało złociste,
dokąd płyniecie...czy tam gdzie ja?