Ale nie dziś w sensie, że teraz, tylko w sensie, że aktualnie. Choć na co dzień stolica nie jest moim ulubionym miejscem na ziemi, to 1 sierpnia nie ma sobie równych. Co roku tego dnia ogarnia mnie wzruszenie i czuję więź z tymi ludźmi, którzy stanęli w ogniu wydarzeń, którzy nie narzekali, ze ktoś zdecydował za nich, którzy bali się, ale udźwignęli, jak można było najlepiej tę tragedię. Osamotnieni, solidarni, dzielni. Nie sądzę, że powstanie było dobrym pomysłem, ale jestem dumna z Warszawian. Tych zwykłych bohaterów. Chylę przed nimi czoła.