Stary marynarz schodząc ze statku zabrał również swą ulubioną papugę. Była to niezwykle barwna ara, kupiona niegdyś w Afryce. Przez wiele lat przebywania w towarzystwie marynarzy nauczyła się jednak wielu obrzydliwych słów. Żona emerytowanego matrosa stanowczo nie chciała jej trzymać w domu. Rad nie rad, marynarz wyniósł papugę na targowisko.
-Tylko zaznaczam, że ona zna wszystkie marynarskie przekleństwa - mówił do kupującego tę ornitologiczną piękność - Żonie puchły od tego uszy, bo też i słownik dawnych dorożkarzy, to przy niej prawdziwy język Wersalu.
Ale temu można zaradzić...
- Jak?
- Wsadzi ją pan do worka - radził usłużnie marynarz - pięć minut będzie pan nim mocno potrząsał, a papudze pomiesza się w głowie i od razu sporządnieje.
Nabywca zrobił wszystko jak trzeba. Potrząsał workiem - na wszelki wypadek - dwa razy dłużej, ale kiedy wyjął papugę z worka, ta ostrzepała barwne piórka i wrzasnęła donośnym głosem:
- O kur.., ale sztorm!