Pliszka i powój
Gdy wstało słońce złote
Pewnego dnia czerwcowego,
Pliszka miała ochotę
Na coś ekskluzywnego.
Pomyślała, że raczej,
Nie będzie to robaczek,
Ani drobniutkie muszki,
Ani chleba okruszki.
Biegała szybko po dróżkach
Na swoich małych nóżkach,
Zwiedzała łąki kąciki
Gdzie tylko spały świetliki,
Aż pełna niepokoju
Siadła przy polnym powoju.
Zerknęła w jego głąb.
„Może jest coś na ząb?”
Powój schylił swą główkę
Uwolnił bożą krówkę
I dwie zielone liszki
I powiedział do pliszki:
„Dam ci winko gorące
Ogrzane letnim słońcem
O zapachu nektaru
Z głębi mego pucharu”
Pliszka nie dowierzała
Gdy do środka zajrzała...
I napiła się pliszka
Świeżej rosy z powoju kieliszka.
Autor: Iwona1
john61 2011-07-12
Masz Edwinie rację.Nasze mamy babcie z kąt one miały siły na to wszystko.a my tylko narzekamy.Ja też zresztą.
alik61 2011-07-12
czyli wilec:)...piękna zieleń...jak Twoje zdjęcia i Twoja Bydgoszcz!!!pięknych snów życzę!
mootyll 2011-07-18
Piękno tkwi w prostocie:)
(komentarze wyłączone)