W poprzednim odcinku napisałem, że zrzekł się funkcji prezesa. I co zrobił to tak całkiem dobrowolnie? Oto jak było:
6 lutego 1922 r. mieszkańcy Widzewa ujrzeli łunę nad fabryką w której większość z nich pracowała. Zbiegł się tłum, paliła się stara przędzalnia. Pożar rozprzestrzeniał się z niebywałą szybkością, wiał wiatr, był mroźny dzień, woda w hydrantach zamarzła, straż była bezsilna. Wszyscy byli pewni, że Konowi chodziło o premię asekuracyjną, okoliczności pożaru były diablo podejrzane:pożar wybuchł z niedzieli na poniedziałek, gdy od 24. godzin nikogo w budynku nie było. Wejście było zamknięte. Spięcie elektryczne było wykluczone - prąd był wyłączony, również przegrzanie maszyny - przecież nie pracowały. Wątpili tylko ci co znali spryt Kona - dlaczego miałby zrobić to tak prymitywnie? Zresztą jak pisały gazety, przędzalnia była ubezpieczona do wysokości 800 milionów marek, a jej wartość sięga kilku miliardów, więc nic dziwnego, że Oszer na tę hiobową wiadomość zemdlał, użalały się gazety.
Sprawa powoli przysychała, fabryka po krótkim postoju ruszyła, gdy nagle wybuchła bomba. Angielskie towarzystwo asekuracyjne, w którym stara przędzalnia była ubezpieczona na bardzo wysoką sumę w funtach (o czym prasa dyskretnie milczała) wstrzymało wypłatę premii i zwróciło się do władz panstwowych o wdrożenie śledztwa. Śledztwo potwierdzało podejrzenia, a dodatkową poszlaką był fakt, że tylko niewiele warta stara przędzalnia była tak wysoko ubezpieczona, a wnioskował o to nie kto inny jak... baron Tanfani. Poszlaki wskazywały, że to on planował podpalenie, tym bardziej, że osobiście finalizował operację ubezpieczeniową. Kon wybrał się za granicę. Rozmowa z Tanfanim musiała być bardzo burzliwa. Kon miał widać wszystkie atuty- grał bowiem va banque. Albo baron odda mu za bezcen swoje akcje Widzewa- albo więzienie. Kon wrócił do Łodzi z akcjami a wkrótce nadszedł list z rezygnacją Tanfaniego. Naiwni mogliby mniemać, że \\\"kosztem własnym operacji Tanfani\\\" była utrata premii asekuracyjnej. Nic bardziej mylnego, została ona wypłacona! Towarzystwo reasekuracyjne należało do domu bankowego Einhorn i Ska. Syn właściciela Maurycy Einhorn, zaręczył się był właśnie z córką Kona. Ta w posagu wniosła mu duży pakiet akcji Wimy., dlaczegóż miały by być jakiekolwiek przeszkody by wypłacić premię?
Majstersztyk, oczywiście w wykonaniu Kona!
Według: Widzewski królik Andrzej Izerski
lilka13 2014-01-29
rzucam polowki jablek na mroz, kosy uwielbiaja takie zmrozone mieciutkie jabluszka, zastepuja im wode :) nietylko kosy jedza jabluszka zima, zobacz "czes59"
elza100 2014-01-29
O super opowieść ..Spryciarz z Kona ...Pozdrawiam Cię serdecznie i udanego ,pogodnego czwartku życzę ..Dobranoc;-)
nemo50 2014-01-29
I tak się robi kasę i dziś ;)) .
trawnik 2014-01-30
Z wielka przyjemnością odwiedzam twoją galerię i czytam bardzo ciekawe rzeczy :) Pozdrawiam serdecznie :))