Dobranocka

Dobranocka

Z życia wzięte

Wysoki sądzie! O rozwód proszę
Powód? Wiadomo, że wina żony
O wyrównanie szkód także, wnoszę
Bowiem - moralnie jestem skrzywdzony

Do rzeczy? Dobrze podam przyczynę
Otóż oszustwa padłem ofiarą
Bo poślubiłem super dziewczynę
A mam co? Babę! Grubą i starą!

Że ja też starszy? Wysoki sądzie!
Czy złotych myśli sąd nie czytuje?
Tylko u kobiet wiek jest w wyglądzie
A u mężczyzny w tym jak się czuje!

A żona? Kiedyś była jak jagnie
Buzia jak lalka, zgrabniutkie nóżki
Szczęścia mojego – mówiła pragnie
A potem chciała, bym prał pieluszki!

Ale, że dawno czasy wyzysku
Zginęły z kapitalizmem
Więc jej porządnie dałem po pysku
Żeby ją ostrzec przed despotyzmem

A grzeczność u niej? Niżej poziomu!
Wracam podpity – zaraz się złości
Więc ją za kudły i kopa z domu
Niech się nauczy delikatności

Że poza domem spędzam wieczory?
Tak, lubię spokój więc wychodziłem
Bo w domu stale drą się bachory
Moje? Ja ich nie urodziłem

Czy często pije? Jestem zmuszony
Właśnie z powodu klęski w pożyciu
Nie zrozumiany, nie doceniony
Więc zapomnienia szukałem w piciu

Żona? Skwaszona wciąż i zmęczona
Wysoki Sąd też rację mi przyzna
Że nie potrzebna mi taka żona
Przecież Wysoki Sąd – też mężczyzna

styna48

styna48 2014-07-18

Ciekawe niebo..

maria10

maria10 2014-07-18

...... doskonały zachód słońca..... pięknie błękitne niebo..... a wiersz doskonały......!!!! :)))))

terecha

terecha 2014-07-21

Piękny widoczek:)

(komentarze wyłączone)