O. EMILIO CÁRDENAS SM
Modliliśmy się wieczorami. Ojciec po dniu ciężkiej pracy pragnął się tylko położyć i spać, ale nigdy nie zapominał o Różańcu. Brał do ręki koronkę jak narzędzie pokutne na umartwienie, które trzeba spełnić. Ojciec prowadził, a my wszyscy odpowiadaliśmy (było nas ośmioro). Starał się odprawiać je najszybciej, jak mógł, najczęściej w ciągu sześciu lub siedmiu minut. Odmawialiśmy pięć dziesiątek oraz Litanię loretańską po łacinie, Credo i Witaj, Królowo. Zdrowaśki „leciały” galopem, ostatnie Chwała Ojcu było już ulgą. Mama zamykała oczy, bo wiedziała, że więcej nie może już wymagać od dobrego, energicznego, ale zmęczonego męża, i rezygnowała z kolejnej, bezskutecznej próby innego odmawiania modlitwy. Głównym powodem tej naszej codziennej modlitwy było wypełnienie obietnicy, którą mama złożyła na ręce umierającej babci. Ojciec dobrowolnie wziął na siebie obowiązek wypełnienia obietnicy danej… teściowej!
W ten sposób nie było w nas pragnienia piękna kontemplacji, lecz tylko wypełnienie obowiązku. Z tego powodu modlitwa różańcowa nie stawała się, niestety, czymś wielkim, nadprzyrodzonym, co rozszerza duszę i jednoczy z Jezusem, jak tłumaczy św. Teresa z Lisieux.
I nic dziwnego, że gdy dorośliśmy, a byliśmy przecież wierzący, ogarniało nas zniechęcenie na myśl o Różańcu. Jednak mocna wiara rodziców, a także ich szczere, głębokie pragnienie oddania się Bogu wymogły na mnie, bym szukał i walczył dalej…
Przezwyciężanie trudności, uczenie się od nowa modlitwy, radość z kontemplacji było długim procesem. Podczas podróży do Austrii zdziwiłem się, słuchając modlitwy różańcowej moich austriackich współbraci, którzy odmawiali ją, dodając ciekawe dopowiedzenia chrystologiczne. Na końcu pierwszej części każdej Zdrowaśki odmawiali np. „owoc żywota Twojego, Jezus, który zmartwychwstał”.
Później, już w Polsce, miałem drugie, bardzo konkretne i proste doświadczenie, które może Was zdziwi. Istnieje piękny, bardzo szeroko rozpowszechniony wśród wiernych zwyczaj odmawiania tylko jednego dziesiątka Różańca dziennie. Na przykład w kółkach Żywego Różańca (które w moim kraju nie istnieją) lub podczas Apelu Jasnogórskiego. Jeszcze do dziś dziwię się, że mogło to być dla mnie taką niespodzianką. Wcześniej myślałem, że zawsze należy odmawiać pięć tajemnic, bo tylko w ten sposób można wypełnić do końca „obietnicę daną teściowej”.
Na początku patrzyłem nieufnie na dodatki austriackie oraz na polskie skróty. „To nie tak jak u nas!” – myślałem. Później z pomocą różnych dobrych opracowań z Biblioteki Maryjnej na Jasnej Górze podjąłem decyzję odmawiania Różańca w całkowicie inny sposób. Dopowiedzenia chrystologiczne doprowadziły mnie blisko Jezusa Chrystusa. Gdy przestałem pod presją odmawiać całe pięć tajemnic, zniknęły napięcie i stres. Nareszcie moja dusza mogła się rozszerzać.
Teraz modlę się inaczej. Krótkie czytania biblijne przed każdą tajemnicą, chwile milczenia oraz oglądanie obrazów bardzo mi pomagają, zaś dopowiedzenia chrystologiczne mają dla mnie kapitalne znaczenie. Modlę się na różańcu spokojnie i wolno, kiedy jestem już wyciszony, zwykle wcześnie rano. Czasami w ciągu pół godziny kontemplacji potrafię odmówić dwie dziesiątki.
Często jednak, ale już bez żadnego pośpiechu, kończę całe pięć. Ważne jest dla mojego charakteru modlić się swobodnie. Teraz Różaniec rozszerza moją duszę i jednoczy mnie z Jezusem. Potrafię wykonywać z radością i skutecznie polecenie Ojca Świętego: „Zwracam się szczególnie do Was, drodzy Bracia w biskupstwie, kapłani i diakoni, oraz do Was, pełniących rozmaite posługi na polu duszpasterstwa, abyście, poznając z osobistego doświadczenia piękno Różańca, stawali się jego gorliwymi promotorami” (list o Różańcu, 43).
O. EMILIO CÁRDENAS SM
dodane na fotoforum: