Krzyczała... Nie potrafiłem na nią patrzeć, kiedy budowała tę wielką ścianę nas rozgraniczającą. Machała nerwowo rękami, a jej usta miażdżyły nikłe już i tak światło... W końcu odważyłem się na gest konfrontacji naszych źrenic. Jej ognista twarz pulsowała, a spod powiek zdawały się wydobywać pioruny... Usiadłem. Moje zrezygnowanie, spokój na policzkach - to wprowadziło ją w osłupienie. Zamilkła. W ciszę wtłukł się ciekawski zegar znad drzwi i jej oddech coraz łagodniejszy. Nie minęło więcej jak pół minuty...
Wyszła, zabierając torebkę i płaszcz...