Choć to grudzień –zima mroźna,
W śnieżnych czapach dachy chat,
Szron wokoło, zimno, mroźnie,,
W białym puchu ten nasz świat.
Sama siedzę w naszej izbie,
I troszeczkę nudzę się,
Matuś z tatą pojechali,
Samą zostawili mnie.
-Moja Nastuś! Wnet wrócimy,
Ty gosposią tutaj bądź.
Żeby było ci weselej,
Przy okienku sobie siądź!
Odjechali, w śnieżnym pyle
Rozwiali się niby mgła.
-Wezmę się wnet za robotę,
Bo co mi smucenie da!?...
Gdy już w izbie czyściuteńko,
Kubki, miski aże lśnią,
Zastukało coś cichutko,
Ożywił się cały dom.
Otworzyłam drzwi do sieni:
-Mili goście, witam was!
-Przyszliśmy cię tu odwiedzić,
By ci prędzej minął czas!
Wybinosek weszedł raźno,
Krągła buzia śmiała się,
A te 3 włoski na brodzie
Tak figlarnie chwiały się.
Za nim cała rozczochrana
Wesoła Szuminka mknie:
-Jak się masz, miła Nastusiu?-
I rozgłośnie śmiała się.
-Siadajcie tu koło pieca,
Bo przy oknie zimno jest,
Nim na ławę się wdrapali,
To się namęczyli fest.
Gdyśmy do ciebie jechali
Na wiewiórce, wierzaj nam,
To spotkaliśmy po drodze
Bałwanka, co stał tam sam.
Pani Zima podjechała
W swych puszystych futrach stu
I na sanki go zabrała-
Popędzili w dal co tchu.
My oboje po cichutku
Wskoczyliśmy z tyłu sań,
Futrem lisim się okryli,
Tak cieplutko było nam.
Wtem cichutkie jakieś piski
Rozległy się wokół nas,
Jakieś stuki i drapanie,
Dziwiły nas cały czas.
Kiedy Zima dojechała,
W lodowe krainy swe,
Kosz z wikliny z sań zabrała,
Do pałacu spiesząc się.
A my za nią cichuteńko.
-Jak też tam w pałacu jest?
Kto tam płakał tak żałośnie?-
Byliśmy ciekawi fest.
Poszlim za bielutką Zimą,
W sali żyrandoli moc,
Śniegowe jakieś festony,
Za oknami mroźna noc.
Na fotelu Zima siadła,
Otworzyła koszyk ten,
Zajączka z niego wyjęła,
Co dygotał i trząsł się.
Przytuliła do policzka:
-Chcesz mym przyjacielem być?
-Nie ,bo zmarzłem tu na sopel.
-A jak zacznę ciebie bić?
Nie złośliwie- dla rozgrzewki,
Żeby ciepło było ci.
-Puść mnie ,Zimo, do mej mamy,
Bo ogromnie zimno mi!
-A łobuzie! Ty niecnoto!
To w pałacu jest ci źle!?
Hej, bałwanku, chodźże tutaj!
Wlej mu kijów setki dwie!
A wtedy ja wyskoczyłam,
By przed Zimą bronić go.
-Puść go ,podła, sroga Zimo,
Co na świecie czynisz zło!!
-A ty, panno rozczochrana
Skąd tu u mnie wzięłaś się?
Czemu wtrącasz się w me sprawy?
-Bo zajączka bronić chcę!
-Jemu nic już nie pomoże
I ty zginiesz razem z nim!
-Hola, hola ,pani Zimo!
Co tak patrzysz okiem złym?!
-Puść zajączka! Czy nie widzisz,
Jak biedactwo boi się
Twoich dłoni lodowatych!?
On do norki wrócić chce!
Tak to krzyczał Wybinosek,
W górę wznosił ręce dwie,
A te trzy włoski na brodzie
W takt mówienia trzęsły się.
Zima w głos się roześmiała:
-Słowa wasze dla mnie nic!
Hej, bałwanie, masz tu kija,
Trza zająca mocno zbić!
Lecz bałwan się nabarmuszył:
-Bezbronnych nie bije się,
Bom ja polski jest bałwanek.
Ty masz serce twarde, złe!
Zima gniewem się uniosła,
Zaklaskała w ręce swe:
-Hej ,staruchu-Mrozie mocny!
Przybywaj w królestwo me!
Przybądź też i wichrze bystry
I wszystkich tych-tutaj zmróź;
I śnieżyco tnąca śniegiem
Tych przybłędów w rowie złóż.!
Wicher przybył nabzdyczony:
-Czemu niepokoisz mnie?
Ja w cieplutkiej, szarej chmurce
Chciałem wywczasować się!-
Co mam robić – powiedz Zimo?
Jak spełnić życzenie twe?
-Masz tych dwoje wznieść w powietrze
Żeby mróz zamroził je.
Nadął usta do dmuchania
Wiatr – przechera, trochę zły,
A wtem spojrzał na skrzacinkę:
-Witajże, Szuminko, mi!
Wszakże to na moich skrzydłach
Unosiłem ciebie w dal,
Mieliśmy różne przygody,
Jest mi cię ogromnie żal...
Mam zmrozić swą przyjaciółkę?
Po mnie nie pokaże się!
Siadajcie na moje plecy,
A Zima niech złości się !
Uciekniemy hen – daleko,
Do znajomych waszych stron,
Gdzie jest norka dla zajączka,
Gdzie was czeka ciepły dom.
Wskoczylim mu na ramiona,
Zaświstał, zakręcił się,
I w twarz Zimy śniegiem sypnął,
I w górę unieślim się.
Przytuleni do zajączka,
Co futrem rozgrzewał nas,
Weseli i rozbawieni
Śmieliśmy się cały czas.
Gdy nas wicher pozostawił,
Koło domku z szyszek stu,
Napaliliśmy w piecyku,
Żeby ciepło było tu.
Zajączka my zaprosili,
Oraz mamę jego też,
I w gościnę do nas przybył
Sobek, bardzo miły jeż.
Później Szuminka upiekła
Z powidłami placek sam,
Zjedliśmy go smakowicie,
Zajączek dziękował nam.
Potem razem z małym jeżem
Zahulaliśmy ho, ho!
Wybinosek tańczył ze mną,
Krzyczał gromko: -hej! Jo! jo!
Były tańce i przytupy,
Aże ściany trzęsły się,
A trzy włoski Wybinoska
Też w takt kołysały się.
Kiedy mówić już skończyli,
Nastka wysłuchała ich,
Napili się soczku z miodem,
Od wszelkich urokow złych.
A wiatr patrzył przez okienko,
Jak wszystkim wesoło jest,
I uśmiechnął się promiennie,
Na skrzacików miły gest.
A Nastka doń zawołała:
-Hej, ty wietrze jesteś zuch!
Świsnął wiater, zachichotał
By dokazywać za dwóch.