Tłusty, pyzaty księżyc zakochał się w sosence,
Miłe słówka jej szeptał i trzymał ją za ręce.
Sosna zieloną głowę skromniusieńko schyliła,
I najmilejszym wzrokiem na Księżyca patrzyła.
Cicho stali przy sobie zasłuchani w serc bicie,
-Moja śliczna sosenko, kocham ciebie nad życie!...
wtem zły, swawolny wiater zmącił ich myśli błogie,
splątał sosence włosy, jego uszczypnął w nogę.
Jak się Księżyc odwinął, jak zamachnął siarczyście...
Lecz wiatru nie dosięgnął, bo skrył się między liście.
Wiatr śmiechem się zanosił i głośno pokrzykiwał,
A Księżyc nachmurzony, promienną głową kiwał.
A sosna stała grzecznie i cichutko szeptała :
-Nie martw się ,bo ja jutro będę na cię czekała.
Wiatr zaszumiał skrzydłami i w przestworza uleciał,
A Księżyc wszedł na niebo ,do rana ludziom świecił!