Zima nad Biebrzą znów pokazała swój lwi pazur. Tego dnia dostosowała się idealnie do mojego nastroju. Przywitała mnie niemal huraganowym wiatrem, zacinającym śniegiem i bliskością widoków o jakich marzyłam, kiedy świeciło słońce. O świcie świat sprzysiągł się przeciwko mnie, w południe toczyłam z nim zaciętą wojnę a wieczorem wróciłam na tarczy. Nie pozostaje mi nic innego jak tylko wrócić tam i się odegrać.
Ps: jakość marna a wszystko przez padający śnieg i wicher :( aparat wariował i ja też.
dodane na fotoforum: