[26410050]

To, że ludzie uważający się kiedyś za dwie połówki tej samej duszy miną się na ulicy bez słowa, nie jest już nawet smutne, a najzwyczajniej w świecie żałosne. Odwracanie wzroku na widok -nazwijmy to po imieniu- byłej dziewczyny, którą w dodatku się wychujało, ba, która sama aż prosiła się o to, żeby ją wychujać, a następnie spoliczkować i opluć, jest żenujące i dziecinne, jest wprost rozczulające w swej głupocie i beznadziejności. Nie jest nawet już warte tego mojego śmiechu, a tym bardziej mojego smutku, poczucia winy, kulenia ogona pod siebie, nie wiedzieć z jakiej racji. Przecież to nie ja siebie skrzywdziłam, nie ja zachowywałam, zachowuję i będę zachowywać się jak skończony palant. Ja wyłącznie będę dalej się śmiać, z tym, że coraz głośniej; żeby usłyszała nie tylko cała ulica, ale i cały świat tego pokiereszowanego własnym niedołęstwem emocjonalnym chłopczyka. Śmiech będzie moim rozsądkiem, który już nigdy nie pozwoli mi zrobić z siebie spluwaczki dziękującej po każdym użyciu.