ROLNICZE MITY, KŁAMSTWA I ABSURDY…
1/3
Uporządkujmy fakty lub raczej to, co jest nam przedstawiane jako fakty, a w rzeczywistości jest stekiem kłamstw i bzdur…
Podobno bez polskich rolników wszyscy umrzemy z głodu za najdalej 2-3 lata…
Podobno rolnicy nie protestują wcale w interesie swoim i swoich gospodarstw! Oni protestują w naszym interesie!
To dobro naszego kraju i milionów rodaków mają przede wszystkim na względzie!
Tak się troszczą o nasze życie, zdrowie, samopoczucie oraz stan naszych portfeli, że wyjechali ciągnikami w Polskę blokować wszystko co się da, choć wcale nie mają ochoty protestować i paraliżować całego kraju… Czyli oni się teraz dla nas poświęcają i zamiast słów krytyki oczekują od nas jakiejś wdzięczności oraz podziwu. Co najdziwniejsze w tę narrację rolników i ich zapewnienia o dobrodziejstwie masowych protestów wierzą może nie tyle sami rolnicy (bo oni w większości wiedzą, że to bzdury), ile wielu mieszkańców blokowanych miast i kierowców stojących w korkach na drogach.
Na nasze nieśmiałe uwagi, że my sobie jakoś poradzimy bez ich żywności, bo kupimy artykuły importowane - prawie zawsze dużo tańsze od rodzimych - słyszymy wrzask, że przecież importowana żywność jest śmiertelnym zagrożeniem dla naszego zdrowia! Rolnictwo innych państw Unii bazuje bowiem na wielkoobszarowej uprawie roli opartej „na chemii”, w przeciwieństwie do naszego „naturalnego” rolnictwa, zdrowego i bezpiecznego dla konsumentów. Choć nasze płody rolne są rzeczywiście bardzo drogie, to jednak są najzdrowsze w całej Unii, a może nawet na całym świecie!
PESTYCYDY
Samo nasuwa się w tej sytuacji pytanie… Skoro nasze rolnictwo oparte jest na naturalnych metodach uprawy roli i jest rzekomo tak dla nas bezpieczne i zdrowe, to dlaczego protestujący rolnicy wśród swoich głównych postulatów wciąż wręcz histerycznie powtarzają żądanie zniesienia ograniczeń w stosowaniu pestycydów?!
Czy te pestycydy są dla nas aż tak zdrowe i konieczne, że musieli hasła o ich nieograniczonym stosowaniu wpisać na swoje sztandary?
Prawda jest taka, że ograniczenie stosowania pestycydów najboleśniej uderzyłoby w rolnictwo niektórych państw tzw. starej Unii. Bo tam środków ochrony roślin używa się najwięcej
(2,5-4 kg na 1 ha upraw). I właśnie ten "zachodni" poziom używania pestycydów Unia chce nieco obniżyć.
Natomiast polscy rolnicy, ze swoim zużyciem ok. 1,65 kg pestycydów na 1 ha upraw nie mają się czego obawiać!
Bo daleko im do tych nowych poziomów zużycia pestycydów, które chce wprowadzić Unia.
Skoro więc polscy rolnicy podnoszą tak wielki wrzask z powodu czegoś, co dziś właściwie ich nie dotyczy, to znaczy, że obawiają się, iż będzie ich to dotyczyć w najbliższej przyszłości.
Jeśli jakiś producent rolny planuje znaczne zwiększenie zużycia pestycydów, to mu te nowe regulacje Brukseli cholernie nie pasują. I taki rolnik w proteście przeciwko nim wyjeżdża ciągnikiem blokować drogi lub obwodnice miast.
Skoro jednak ten rolnik chce tak znacząco zwiększyć zużycie środków ochrony roślin na swoich polach, to niech przynajmniej przestanie pie**olić farmazony, że wciąż produkuje najzdrowszą żywność w Europie! Bo to kłamstwo i najczystsza hipokryzja...
Tacy rolnicy wykorzystują po prostu niewiedzę "miastowych" i wciskają nam kity, które zawierają w sobie rażące sprzeczności!
Wkrótce pewnie usłyszymy, że pestycydy używane przez rolników francuskich lub niemieckich są "beeeee", a te używane w kraju nad Wisłą są "cacy", bo to są te dobre pestycydy.
Rolnicy deklarują ponadto, że są przeciwnikami wielkich zachodnich korporacji i koncernów chemicznych, które zmonopolizowały produkcję środków ochrony roślin i regulatorów ich wzrostu w Europie. I które czerpią miliardowe zyski dzięki ciężkiej pracy m.in. polskich rolników.
Protestujący dziś na drogach twierdzą, że są przeciwni dyktatowi tych korporacji, w tym także dyktatowi cenowemu.
Skoro tak jest, to dlaczego działają teraz ramię w ramię z tymi wrednymi, złodziejskimi korporacjami przeciwko polityce rolnej Brukseli?
A tak na marginesie, to te koncerny czerpią zyski głównie ze swojej sprzedaży na rynki państw "trzeciego świata" (np. Brazylii lub Meksyku), bo tam nie obowiązują praktycznie żadne ograniczenia w stosowaniu pestycydów i ich zużycie stale rośnie. Europa dla tych koncernów jest już rynkiem „zdychającym".
A skoro już zawracam Wam głowy tymi pestycydami to jeszcze jedna sprawa.
Te skurw*syny organizujące teraz rolnicze protesty wciąż krzyczą, że wpuszczane są do Polski z Ukrainy niezdrowe, wręcz toksyczne płody rolne, tymczasem nasze zdrowe zboże zalega w magazynach. Krzyczą również, że rolników ukraińskich nie obowiązują żadne unijne ograniczenia w ilości środków ochrony roślin zużywanych w rolnictwie, więc używają ich bez umiaru!
I tym samym biedni polscy rolnicy, których te ograniczenia obowiązują, nie mają żadnych szans w rywalizacji z ukraińskimi producentami!
Tyle tylko, że ci nasi kochani polscy rolnicy zużywają na 1 ha upraw 2 razy więcej pestycydów niż Ukraińcy, u których jest to zaledwie 0,8 kg/1ha! 2 razy więcej!
Więc jeżeli któreś ziarno zbóż rzeczywiście świeci w ciemnościach, to prędzej to nasze, rodzime niż ukraińskie...
To, że do Polski napływają duże ilości zanieczyszczonego lub nasączonego pestycydami zboża z Ukrainy nie oznacza wcale, że tylko takie zboża tam się produkuje. To są odpady, które powinny zostać spalone. Ale to nie jest wina ukraińskich rolników, że w Polsce aż roi się od skurwieli, którzy gotowi są kupować od nich za grosze ten syf i z olbrzymim zyskiem sprzedawać własnym rodakom jako pełnowartościowe ziarno.
cd pod następną fotką
(w kolażu fotki z netu)