https://www.youtube.com/watch?v=Une_itj_jns
tatanka-manantial
...
"Sirocco nie umiała odczytać żadnego z zaklęć. Bardzo dobrze jednak rozumiała, że spośród wszystkich skarbów Brionii, Duilio będzie pragnął jedynie atlasu nieba, tworzonego przez Alharda poprzez ostatnie stulecie i skrywającego całą jego wiedzę o sferach i orbitach niebieskich, o trajektoriach, po których wędrują demony, a także o sposobach ich przywoływania i pętania materią.
Okręciła mapy nawoskowanym płótnem i wrzuciła je do sakwy, pomiędzy kilka zeschłych zeszłorocznych jabłek, owsiane placki, bukłak z winem matki i ulubiony flet z jaworowego drewna. Później owinęła się siwym wełnianym płaszczem i wybiegła z pałacu. Kiedy wędrowała pustymi ulicami miasta, kerubowie tańczyli nad jej głową.
Płaskorzeźby Monastero delle Zodiaco rozmyły się i spłynęły na ziemię po ucieczce demonów, pozostawiwszy surową fasadę z szarego granitu. Kołatki też nie było, Sirocco musiała, więc gołą dłonią zastukać w furtę. Nie otwarto jej. Pomiędzy ciężkimi żelaznymi sztabami przeziernika zobaczyła jedynie obrys szpiczastego kaptura.
– Nie dostaniesz azylu – dobiegł ją starczy głos Pietra delia Luna, przeora eremu i doradcy jej ojca. – Nic nieczystego nie ma wstępu w te mury.
– Chcę konia. Chcę najszybszego z waszych wierzchowców.
– Zamierzasz uciec przed Duiliem? – Pietro zaniósł się skrzekliwym śmiechem. – Nikt nigdy nie zdołał uciec przed czarodziejem, głupia.
– Ale mogę spróbować.
Wyjechała z Brionii na białym dzianecie i z timbradorem na ramieniu. Miasto wciąż trwało w bezruchu. Milczały dzwony świątyń i klasztorów. Chłodnego powietrza nie mąciła woń świeżego chleba, rozgrzanej oliwy czy fasoli. Nad dachami nie unosiło się ani pasemko dymu. Za zaryglowanymi wrotami mieszczanie trwożliwie oczekiwali nadejścia Duilia i jedynie drobinki kurzu wirowały w świetle poranka nad gościńcem."
(Autor: Anna Brzezińska)