chiara
Jakie polskie miasto jest-Waszym zdaniem-najpiękniejsze? Gdzie chcielibyście mieszkać?
Ja mam dwa miasta, które są najbliższe mojemu sercu. Pierwszym z nich jest Warszawa, w której się wychowałam, mieszkam i ogólnie-jestem przesiąknięta klimatem stolicy, zarówno starych uliczek Pragi, jak i lśniących wieżowców w Centrum (z którymi jednak nie mam zbyt dużo wspólnego- po prostu tworzą swoisty pejzaż ;)). Mieszkam w typowym blokowisku, na ostatnim piętrze- co również tworzy moją aurę- jako dzieciak potrafiłam przesiedzieć pół nocy w oknie i słuchac modnej wtedy muzyki :))) To wszystko ukształtowało mnie jako kobietę, człowieka.
Drugim miastem, które noszę bardziej w sercu- jest i zawsze będzie Koszalin. Stamtąd pochodzi moja rodzina ze strony Mamy, to tam spędzałam każde wakacje do któregoś roku życia... Teraz, niespełna 2 tygodnie po śmierci Ukochanej Babci (która nota bene zmarła w Warszawie, gdzie próbowaliśmy Ją leczyć), wspomnienia te stają się bardziej wyraźne, i wielki żal, że coś- wraz z bardzo Bliską Osobą- odeszło. Ciężko opisać to słowami. Wrażenie kiedy wchodzi się do pustego mieszkania, gdzie czuć jeszcze płyn do płukania Babci, Jej perfumy... Żal, że nikt już w tych drzwiach nas nie przywita i nie pożegna, kiedy będziemy odjeżdżać. Pozostają jedynie wspomnienia, którymi na razie ciężko się dzielić nawet z Najbliższymi...
Może troszkę zjechałam z tematu, ale dzięki Babci i Dziadkowi (który odszedł dużo wcześniej) nauczyłam się wiele- kochać zwierzęta, szanować życie, rodzinę, zawsze bronić \"swoich\".
Koszalin to miasto, gdzie-w porównaniu z Warszawą- wolniej płynie czas, doba ma dokadnie tyle godzin, ile powinna mieć (nie traci się cennych godzin na niekończące się przejazdy do pracy i z powrotem). W stolicy biegniemy, nie oglądając się za siebie i sporo tracąc po drodze- aż któregoś dnia zauważamy, że jesteśmy starsi, coś nas ominęło, czegoś nie zrobiliśmy, a już za późno (tutaj pasuje cytat:\"spieszmy się kochać ludzi, bo szybko odchodzą\"). Nieustanna pogoń za pieniądzem (tzw. \"lepszym życiem\") okazuje się błędnym kołem- w końcu mamy to, na co pracowaliśmy, ale jesteśmy sami... Z kolei- w małych miastach- jest czas na miłość, na spotkania z bliskimi, ale nie ma pracy-po prostu- a żyć za coś trzeba. I gdyby nie ta konieczność egzystencji zwykłego zjadacza chleba- przeprowadziłabym się do Koszalina, z resztą tak samo jak wiele znanych mi osób...