Na Kaszubach znany jest dyngus zielony. \\\\\\\\\\\\\\\"Dyngowano\\\\\\\\\\\\\\\" przyniesionymi w poście, zazielenionymi już gałązkami brzozowymi, a częściej jałowcowymi. Chłopcy chodzili od domu do domu smagając nimi dziewczęta i niektóre gospodynie ( te, które nieskore były do obdarowywania \\\\\\\\\\\\\\\"dyngowników\\\\\\\\\\\\\\\") po nogach. Zwyczaj ten do dziś jest żywy, a dziewczęta raczej nie starają się unikać \\\\\\\\\\\\\\\"dyngowania\\\\\\\\\\\\\\\", bo jego intensywność świadczy o powodzeniu. O tych, które pominięto przy chłostaniu mawiano, że nie znajdą szybko męża. Wtorek był dniem rewanżu z \\\\\\\\\\\\\\\"dyngusem\\\\\\\\\\\\\\\" chodziły dziewczęta i surowo smagały chłopców. Śpiewano \\\\\\\\\\\\\\\"Dyngu, dyngu po dwa jaja\\\\\\\\\\\\\\\" wzywajac do składania datku. Wykupić się bowiem można było malowanymi jajkami.
wigater 2014-04-21
Ja też ten zwyczaj pamiętam - na Kaszubach mam mnóstwo krewnych (rodzeństwo moich Rodziców...), często u cioć i wujków bywałam, na Wielkanoc też. Kuzynowie dyngowali najczęściej jałowcem!
;-)
adusiaz 2014-04-21
Dziękuję Małgosiu za piękne Życzenia i odwzajemniam. Troszkę późno, ale z całego serca.