W piękny letni dzień postanowiłem odszukać pewne zwierzę którego nigdy nie widziałem i niewiele o nim wiem, a zwierzątkiem tym jest mrówkolew.
Nie mam pojęcia jak owo stworzonko wygląda i jakie jest duże. Myślę jednak że ma tułów i nogi mrówki oraz długi lwi ogon zakończony kitką i piękną lwią grzywę delikatnie falującą na wietrze jak łan dojrzałego zboża. Głowę ma mrówczą i prawdopodobnie żywi się ciastkami i lemoniadą.
W tym celu wybrałem się rowerem na najbliższą znaną mi pustynię, bo lwy lubią ciepłe rozległe tereny. Niestety rowerem po piasku nie jeździ się zbyt komfortowo i musiałem poszukiwania tajemniczego stworzenia odbywać pieszo. Na szczęście pogoda dopisała, na niebie nie było żadnej chmurki i słońce przyjemnie łaskotało, a delikatny wietrzyk miło chłodził. Pustynia była piękna. Z każdym krokiem moje stopy zapadały się w ciepły miękki żółty piasek, a wzrok nie napotykał żadnej przeszkody, żadnej żywej istoty, żadnego mrówkolwa.
Gdzie on się podziewa - pomyślałem.
Piasek stawał się coraz gorętszy, a zapas wody z każdą chwilą coraz mniejszy. Niestety trzeba było wracać. Odwróciłem się i zacząłem wracać, a na niebie nad moją głową pojawiły się sępy. Widok ten mnie nie ucieszył, mimo że lubię ptaki.
Gdy już opadałem z sił w oddali zauważyłem mój rower oparty o drzewo, ale czy to przypadkiem nie fatamorgana?
Ostatkiem sił dotarłem na miejsce z którego wyruszyłem i mogłem ugasić pragnienie orzeźwiającą wodą.
Niestety mrówkolwa nie widziałem, muszę więcej o nim poczytać bo już planuję następną ekspedycję tylko o wiele lepiej przygotowaną.