Obiad: konch,dolary z rajskiego banana, kolczoch i marchewk...
Amerykańska obsługa, wielkość porcji, odpowiednie przyprawienie żarełka i nawet sączący się z głośników Bob Dylan. Nikt nie kwapi się nawet, żeby wymieniać tu pieniądze- płacisz dolarami. Mogłabym być gdzieś w Miami, gdyby nie widoki