Kiedy usłyszałam, że wpłyniemy między kawałki lodu tuż przy lodowcu przejął mnie na chwilę lęk. Wiem, że my byliśmy maleńką łodzią a góry lodowe tam są wielkości materaca ( ta częsci, którą widzisz nad taflą wody) a nie wieżowca, ale...kto widział Titanic\\\'a?
Podpłynęliśmy, Kapitan wyłaczył silnik. Powiedział, że nie można bliżej ze względu na prądy wody które albo Cie tam przyciągają albo mocno odpychają od lodowca. ( prócz lodu bowiem wpływa tam stopniała słodka woda, niosąc wszystko co wypłukała spod lodowca po drodze.)
Jest jeszcze kwestia nieprzewidywalności spadających odłupków. Dryfowaliśmy spokojnie, ale nagle Kapitan musiał sięgnąć po bosak, by odepchnąć wielkie kawały lodu, inaczej bowiem nie przepłynęlibyśmy. Dzwięk tych lodowych płyt >ocierających się< o łódkę do przyjemnych nie należy.