jedziesz sobie komfortową, szeroką drogą ( co rzuca Ci się natychmiast w oczy, kiedy przyjeżdzasz tu ze wschodniego wybrzeża gdzie wszędzie jest nadźgane na gęsto dróg, domów miast i czegobądź jeszcze) i patrzysz na opuszczone farmy. Chcąc nie chcąc myślisz o czasach, kiedy ludzie zaczęli pchać się na zachód. O losie Indian i o tym, że współistnienie obcych sobie kulturowo ludzi w tym samym miejscu jest w praktyce niemożliwe. Z biegiem czasu opadają emocje i ludy podbite albo się asymilują, albo trwają w coraz bardziej bolesnej "inności", z coraz większym poczuciem krzywdy i niemocy.
W historię Montany wpisał się incydent zwany Masakrą Marias ( od nazwy rzeki Marias, gdzie dokonano rzezi Indian). Było to w poczatku siódmej dekady dziewiętnastego stulecia. Od dobrej już chwili narastał konflikt między rdzennymi mieszkańcami tych terenów ( Indianami Blackfoot, Blood i Piegans) a coraz liczniejszą grupą przybyszów ze wschodu ( a byli to Amerykanie i spora grupa Niemców). Kulminacją konfliktów była ta właśnie masakra.
Rzecz zaczęła się banalnie- Indianin zwany Owl Child ukradł niejakiemu Malcolmowi Clarke kilka koni. Właścicielowi koni udało się wytropić złodzieja i w obecności podnieconych gapiów spuścić Indianinowi lanie. Upokorzony Owl Child zebrał grupę Indian Piegans, dopadł Malcolma Clarke i go zabił. Naturalnie, kiedy informacja dotarła do białych osadników zagotowała się krew w ich żyłach i poprosili o pomoc stacjonującą nieopodal armię. Ktoś dotarł do kapitana oddziału z informacją, że grupa Owl Child ( który przyłączył do od dawna znanego i wrogiego bialym wodza Mountain Chef) jest właśnie w okolicach rzeki Marias. Żołnierze nie czekając na potwierdzenie informacji przez swojego zwiadowcę napadli na Indian. Pech tylko, że nie na tych co trzeba. Grupa ponad 300 Indian, od początku przychylnych osadnikom, przmieszczała się właśnie ku innym terenom łowieckim. Kiedy żołnierze zaatakowali obóz stało się jasne, że "to nie ci!". I teraz pytanie, na które nikt nie zna odpowiedzi. Dlaczego dostrzegłszy swój błąd żołnierze się nie wycofali? Kiedy opadł kurz i ucichły wrzaski ofiar i oprawców 173 Indian, głownie kobiet, dzieci i starców straciło życie Następne ofiary, 140 osób pojmanych po masakrze zmuszonych zostało do marszu - 90 mil na piechotę, bez odpowiedniego ubrania, butów i pożywienia. Wielu zmarło po drodze z zimna i wycieńczenia. Straty bialych? Jeden kawalerzysta, który spadł z konia, złamał sobie nogę i bez odpowiedniej opieki medycznej umarł po paru dniach od masakry.
Zwycięzcy piszą historię.
W Washingtonie zrobilo się zamieszanie, że ktoś gdzieś kogoś zamordował, ale że to Indianie, ale czemu, ale jak? Odpowiedzialni za to co się stało upierali się, że zaatakowali wrogą grupę , gdzie schronił się morderca Clarke"a. Ktoś z pobłażliwością wspomniał, że dowódca tego oddziału to stary pijanica, trudno się więc dziwić... Cała burza w szklance skończyła się dość szybko. W końcu to byli "tylko" Indianie, a w wojnie, jak i w miłości , każda taktyka jest dozwolona. I w obu przypadkach ofiary są wpisane w definicję a priori.
mariol7 2017-07-09
Opowieść bardzo bolesna... I to smutne zdjęcie jest do niej dobrym komentarzem, choć pokazuje tak niewiele...
ewjo66 2017-07-14
bardzo tragiczna historia...:-(
dla mnie to niezrozumiałe...ale wiem, że nie wszystko jest w stanie pojąć ludzki mózg...
wojna, jakiekolwiek walki o cokolwiek sprawia, że ludzie *zwierzęceją*, choc tym stwierdzeniem obrażam zwierzęta, które zwykle nie polują *dla sportu* czy dzikiej przyjemności zabijania...tak robi tylko człowiek...:-(
oldboy 2017-07-15
Wbrew pozorom mentalność ludzi (amerykanów ?) aż tak bardzo się nie zmieniła. Wciąż takie rzeczy się zdarzają. Np pomyłkowe ostrzelanie cywilnych Afgańczyków. :( . I nawet z przepraszaniem są potem problemy.