Nie lubię wieczorów
Nie lubię tych czterech desek zbitych byle jak
I poduszki za małej na wszystkie troski
Chłodnej ściany, co nie umie pocieszyć
Sufitu
Czarnego okna
I tego wspomnienia
Pełznącego ciepłym dreszczykiem po lodowatym sercu
Co się wszak rozpala i spopiela
A potem powstaje na powrót niekochaniem
I takmusiałobyciem
I napewnojestszczęśliwaniem
Topnieje wstydem
Paruje westchnieniem
Resublimuje
A dusza błaga, żeby wybaczyło
Dziękuje Bogu za kolejny dzień bez Ciebie
I śni o tej na zawsze przez chwilę