Gdy słoneczko wędrowało,
Oświetlało lasy, pola,
Spoglądało rzewnym okiem,
Gdzie ta chłopska ,smutna dola.
Czy to uroki,
Te wieczne mroki,
Czemu nie cieszy
Ten kraj szeroki..
Wędrowało jasnym szlakiem,
I widziało biedy wiele,
Jak lud dolę wyśpiewuje,
Za paseniem i w kościele.
Czy to omamienie,
Lęków osaczenie,
Że nie jest spełnione
Uczciwe pragnienie...?
Zobaczyło złotym okiem,
Jak kobiety piorą szmaty,
Takie ciemne i dziurawe,
Naprawiane w wielkie łaty.
Czy nigdy już
Odblaski zórz
Nie zajaśnieją
Wśród nędznych zbóż...?
I widziało dzieci małe
Chorujące na krzywicę,
Krzywe nóżki, duże brzuchy,
Smętne twarz bladolice.
Czy zawsze tak
Niedoli ptak
Nas nie opuści?
Wszystko na wspak?
Słonko się za głowę wzięło
I targało złote włosy,
Jęki ludzkie i lamenty
Uderzały hen, w niebiosy.
Pomóc im
Przed tym złym,
Bronić ich
Nie ma czym...
Usłyszał to dobry Pan Bóg,
Że tak chłopom źle na ziemi,
I zawołał:- Dość już tego!
Bodaj troski czarci wzięli!
Ręką ci
Otarł łzy.
-Przyjdą wnet
Lepsze dni.