Kazimierz Deyna (1947-1989).

Kazimierz Deyna (1947-1989).

Był jednym z najlepszych piłkarzy w historii polskiej piłki.

Był również Oficerem Ludowego Wojska Polskiego w stopniu porucznika.

Kazimierz Deyna urodził się 23 października 1947 roku w Starogardzie Gdańskim.

Jego ojciec był robotnikiem w Starogardzkiej Spółdzielni Mleczarskiej, a matka zajmowała się domem oraz wychowaniem dzieci. Przyszedł na świat jako piąte z kolei dziecko. Wychowywał się z ośmiorgiem rodzeństwa i przybraną siostrą.

Zainteresował się sportem dzięki braciom i siostrze Teresie.

Kazimierz sportową przygodę zaczynał od piłki ręcznej i skoku wzwyż, długo się wahając czy zamiast piłki nie wybrać lekkiej atletyki. W wieku 11 lat Kazimierz Deyna rozpoczął treningi we Włókniarzu Starogard.

Cztery lata później został reprezentantem trzecioligowej drużyny seniorów.

Kazimierz Deyna uczył się w Szkole Podstawowej nr. 4 im. Juliusza Słowackiego. Po jej ukończeniu kontynuował naukę w Zasadniczej Szkole Zawodowej, w której przygotowywany był do zawodu elektryka.

Gdy zakończył edukację, podjął pracę jako modelarz w zakładzie, w którym odbywał praktykę zawodową.Przez krótki czas był zawodnikiem zespołu ŁKS Łódź, a następnie przeszedł do Legii Warszawa.

Transfer ten był także dla niego formą odbycia zasadniczej służby wojskowej.

W Legii Warszawa Kazimierz Deyna spędził 12 najlepszych lat swojej piłkarskiej kariery. Z zespołem zdobył dwa mistrzostwa kraju (1969 i 1970), dwa Puchary Polski (1966, 1973) i dotarł do półfinału Pucharu Klubowych Mistrzów Europy edycji 1969/1970.
W sumie rozegrał 390 spotkań, w których zdobył aż 141 bramek.

Od 1974 roku o pozyskanie Deyny starały się takie potęgi jak Inter Mediolan, AC Milan, Real Madryt czy Bayern Monachium.

Przez długi czas nie mógł jednak przenieść się do zagranicznego klubu, gdyż odbywał czynną służbę wojskową i jako oficer Ludowego Wojska Polskiego nie mógł wyjeżdżać do państw NATO.

Status gwiazdy zdobył w trakcie Igrzysk Olimpijskich w Monachium w 1972 roku. Podczas meczu finałowego z Węgrami, w pierwszej połowie został zapędzony do „polskiego narożnika”.
Chciał podać piłkę do bramkarza, jednak ta trafiła do jednego z Węgrów, który ustalił wynik na 1:0.

Po przerwie, rozsierdzony reprymendą otrzymaną w szatni, minął z piłką trzech obrońców i doprowadził do wyrównania.

Kwadrans później strzelił zwycięskiego gola.

Kto to dziś pamięta?

W turnieju zdobył łącznie 9 bramek i został królem strzelców.

Jako pomocnik okazał się skuteczniejszy od napastników.

Reprezentacja Polski zdobyła złoty medal Igrzysk Olimpijskich.

Na Mistrzostwach Świata w Niemczech w 1974 roku Deyna zdobył trzy bramki i wspaniale kierował poczynaniami drużyny, doprowadzając ją na podium.

Obwołano go najlepszym pomocnikiem mistrzostw i trzecim piłkarzem Europy.

„To najlepszy piłkarz mistrzostw” – powiedział o nim Pele.

A teraz kilka ciekawostek:

Na zgrupowaniu przed mistrzostwami w Argentynie trener Jacek Gmoch chciał zachęcić podopiecznych do rywalizacji, tocząc z nimi bokserskie walki.

Wybór padł na flegmatycznego Kazimierza.

Po dwóch minutach pojedynek trzeba było przerwać, ponieważ piłkarz bez cienia emocji bezlitośnie obił trenera.

W 1981 roku Kazimierz Deyna wystąpił obok Pelego i Sylvestra Stallone w filmie "Ucieczka do zwycięstwa", w którym zagrał polskiego piłkarza.

Ja zapamiętałem bohatera dzisiejszego felietooonu jednak za to, jak w 1977 roku strzelił jedną z najbardziej niezwykłych bramek w swojej karierze.

W meczu z Portugalią zdobył gola bezpośrednio z rzutu różnego, która zapewniła polskiej drużynie awans do mistrzostw świata.

Kazimierz Deyna ożenił się 25 lipca 1970 roku z Mariolą Polasik.

W 1973 na świat przyszedł ich syn Norbert Kazimierz Sebastian Deyna.

Kazimierz Deyna zginął w wypadku samochodowym w nocy z 31 sierpnia na 1 września 1989 roku.

Prowadząc samochód Dodge Colt na sześciopasmowej autostradzie I-15, z całą siłą uderzył w tył zepsutej, lecz prawidłowo zaparkowanej na pasie awaryjnym ciężarówki.

Przekroczył dozwoloną prędkość i był pod wpływem alkoholu.

Policjanci nie stwierdzili śladów hamowania. Pochowano go 9 września 1989 roku na wielowyznaniowym cmentarzu El Camino Memorial Park w San Diego.

Został pochowany z zabandażowaną głową.

Trumnę nieśli piłkarze klubu San Diego Sockers.

W 2012 roku jego żona sprowadziła do Polski urnę z jego prochami.

W Warszawie odbył się ponowny pogrzeb piłkarza o charakterze państwowym.

Spoczął na Cmentarzu Wojskowym na Powązkach.

Tym moim dzisiejszym wspomnieniem przypominam Wam sylwetkę tego wielkiego piłkarza.

Dziś mija 74 rocznica Jego urodzin.

Na mojej fotografii sylwetka piłkarza na jedynej, wydanej przez Pocztę Polską serii znaczków.

Copyright 2340 @ maska33.

Źródło: Encyklopedia Sławnych Polaków, wydawnictwo "Publicat".

halka

halka 2021-10-23

Pamiętam tego piłkarza...lubiłam i nadal lubię oglądać mecze piłki nożnej.
Nie znałam jednak tych wszystkich szczegółów z jego życia o których tu przeczytałam ...dziękuję Ci za to.

kedil

kedil 2021-10-23

Sporo uciekło z pamięci i sporo o tym piłkarzu nie wiedziałem .
Dzięki.

halb09

halb09 2021-10-23

Dzięki za to przypomnienie.

edge56

edge56 2021-10-24

Ja pamiętam... wszystko, nawet to, że w ówczesnym świecie kibicowskim największym przekleństwem było powiedzenie komuś: Ty Dejno!
P.S
Durnota nie tylko dziś jest/ była w naszej społeczności... Jakimś usprawiedliwieniem może być fakt, że grał w wojskowym, przez większośc kibiców rozumianym klubie. Nie chciałeś iśc do woja, to Legia, albo Śląsk Wr.

Były inne kluby jeszcze.... Gwardia Warszawa, Wisła kraków, Gwardia Koszalin... te pod "milicją"...

Nic nie zmieni jednak tego, że "Kaziu" genialnym piłkarzem był!... Karny w 1978 roku z Argentyną zaważył na całej jego karierze. Żal było! Mogliśmy zostać mistrzami świata! Nasza reprezentacja była chyba mocniejsza wtedy od "Orłów Górskiego z 1974 roku) Ale jego było mi najbardziej żal...

tebojan

tebojan 2021-10-24

"Nie matura a chęć szczera"...

styna48

styna48 2021-10-24

O, sporo się dowiedziałam, bo lubię oglądać mecze piłkarskie gdy grają nasi.

wojci65

wojci65 2021-10-24

Pamiętam, byłem na meczu w którym debiutował w ŁKS. No i tuż potem, poszedł w kamasze. W ten sposób budowano siłę wojskowego klubu i przy okazji niechęć kibiców pozostałych klubów do wojskowych. Do rytuału należało odśpiewanie przez cały stadion piosenki:
Legia to k...a.
Legię bić trzeba.
Kto bije Legię,
idzie do nieba.

maska33

maska33 2021-10-24

Coś wiem na ten temat.

Troszkę, dwa ciuty (czyli ciut,ciut)
wtedy kibicowałem RTS Widzew.
Stąd pamiętam te niecenzuralne do dziś śpiewki.
;(

dodaj komentarz

kolejne >