Moje tkwienie w modlitewnej pozie przed kępą łopianów odniosło skutek. Zaszczyciło mnie wreszcie stadko raniuszków.
Nadmiar szczęścia. Dokładnie nadmiar. Może jeden zachowywałby się statecznie, ale w grupie przypominały skaczące pchełki. Co chwilę miałam w obiektywie dorodną kiść łopianowych rzepów zamiast ptaszka. Ten właśnie startuje.